View Colofon
Original text "Elogio Del Huracán" written in ES by Alejandro Morellón Mariano,
Other translations
Mentor

Marta Eloy Cichocka

Proofread

Marta Pustuła

Published in edition #2 2019-2023

Pochwała huraganu

Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Alejandro Morellón Mariano

Zawsze sprawiała mi przyjemność przemoc tego, co codzienne: na przykład szklanki tłuczonej w ciemności. Czasem się zastanawiam, czy to wspomnienie naprawdę jest moje. Przeżywam tę scenę na nowo z niepowstrzymaną wręcz radością: przedmiot upada i rozbija się, a potem słychać potworny hałas i chór głosów w środku nocy. Moja matka włącza światło, żeby oświetlić porozrzucane kawałki. Jej otwarta dłoń zawieszona w powietrzu, tuż nade mną. Odgłos wymierzanego policzka, który w niczym nie przypomina dźwięku uderzającego o podłogę szkła, i nagły przebłysk świadomości, że wszystko jest częścią tej samej ceremonii. Przemoc, która zaczyna się wraz ze szklanką, a kończy na bólu, jaki matka wymierza swojemu synowi.

Od tamtego czasu minęło wiele lat i nie ma już ani szklanki, ani matki, ani tamtego chłopca, którym byłem, przyjmującym ból wymierzanego policzka. Teraz mieszkam w Ehio, wraz z resztą wspólnoty. Tutaj, w miasteczku, przemoc również istnieje, podobnie jak i harmonia, a wszystko dzięki temu, że co jakiś czas zjawia się u nas Amalia. I wszyscy bardzo kochamy Amalię.

Wiemy, kiedy nadchodzi, przez panującą duchotę, rżenie koni albo sposób, w jaki nasze dzieci krzyczą bez powodu. Czasami to właśnie one dowiadują się o tym jako pierwsze i płaczą, a my myślimy, że to dlatego, że bolą je zęby albo chce im się spać, dopóki okiennice nie zaczynają uderzać o ściany, a kurek na dachu skrzypieć – wtedy dociera do nas, że znowu tutaj jest.

Kiedy nadchodzi Amalia, czerwony pył na drodze unosi się w powietrzu, wiruje i sypie na wszystkie strony.

Kiedy nadchodzi Amalia, dwóch lub trzech z nas intonuje pieśń.

Kiedy nadchodzi Amalia, żegnamy się znakiem krzyża, składamy wiatrowi podziękę i spieszymy zostawić nasze ofiary, zanim dosięgnie linię domów.

Tych piętnaście miesięcy, które minęły od ostatniego razu, ledwie nam wystarczyły, żeby wyhodować bydło, wzmocnić fundamenty, postawić mur czy wykopać dziury dla nowych członków, którzy dołączyli do nas w tym roku. Cristian wraz z najmłodszymi wybudowali podwójny dach dla wszystkich domostw, reszta zaś zajęła się pożywieniem i wodą. Dzieci nakreśliły kolorowe linie na drodze, żeby pomóc jej w orientacji. Całe miasteczko wybrało już, co złoży w darze: haftowane tkaniny i zaplatane warkocze, i cenne metale, i figurki z drewna, i kilka spiłowanych kłów. Ci z trzeciego domostwa ofiarują w tym roku swojego trzeciego syna, najmłodszego i chorowitego. Wręczą go jej, żeby go otuliła i zabrała w jakieś inne miejsce, gdzie nie istnieje ból. Twierdzą bowiem – słyszałem, jak szeptali po zebraniach – że Amalia to niewidzialne ramię Boga.

Zostawiamy ofiary na drodze i dokładamy wszelkich starań, żeby ładnie się prezentowały, żeby je zobaczyła i zechciała przyjąć, nawet jeśli zawsze porywa ze sobą niemal wszystko. W przeszłości, jeśli pozostawiała za sobą jakąś rzecz, jej właściciel musiał opuścić wspólnotę, by nie ściągnąć na nią jakiegoś nieszczęścia. W tym roku nasza córka Sally wpadła na pomysł, żeby złożyć w ofierze Gianfreda, naszego cielaka, którego pomalowaliśmy na czerwono i przywiązaliśmy do słupa ozdobionego kwiatami. Jest przestraszony i nie przestaje beczeć.

Starcza nam jeszcze czasu, żeby zobaczyć, jak w oddali znikają pierwsze drzewa. Stoimy wszyscy razem i podajemy sobie ręce, obserwujemy ją – biały cień widmo, który pełznie w nieokreślonym kierunku, choć my dobrze wiemy, że zmierza ku nam, bo zawsze tak czyni. Patrzymy również na osuwającą się ziemię, pierwsze powozy wleczone w kierunku wiru, lżejsze przedmioty unoszące się w powietrzu w koncentrycznych kręgach.

„Och, wysłanniczko niebios, Amalio, pani wszelkich wiatrów, przyjmij nasze dary”.

Po modlitwie puszczamy swoje ręce i zamykamy zwierzęta, które zdążyliśmy jeszcze złapać. Potem biegniemy ukryć się pod murem z betonu i kamienia, naszym schronieniem, i ustawiamy tak, by każdy miał przed sobą dziurę, żeby móc widzieć wszystko. Trzymamy się blisko i czekamy w milczeniu. Nie rozmawiamy ze sobą, bo lubimy słuchać, jak się zbliża, jak pękają szyby, tysiące przedmiotów rozbija się w drobny mak, zawala się pierwszy dom; słyszymy krzyk – słaby, prawie bez sił – chorego syna tych z trzeciego domostwa. Kiedy na nich spoglądamy, widzimy, że płaczą i uśmiechają się jednocześnie. Możliwe, że to tylko złudzenie, ale wydaje mi się, że słyszę również naszego Gianfreda, choć chwilę później słychać już tylko ją. Każdy z nas podchodzi jeszcze bliżej do swojej dziury w murze, żeby lepiej się przyjrzeć. Nikt nie chce, by go to ominęło.

We wnętrzu Amalii znajduje się to, co zostawiliśmy na drodze: trzy krowy, jedno cielę, pięć koni, jedna talia kart, wanna pełna mleka, chore dziecko, rzeźba z owoców, instrument strunowy, zbiór książek, jedzenie i woda w dużych ilościach; są również rzeczy, których nie zostawiliśmy, a które Amalia i tak postanowiła ze sobą zabrać: kamienny gruz, drzewa, powozy, domy w całości, ryby z rzeki, kilka zagubionych owiec, dzikie świnie, które nie wiadomo gdzie znalazła, pięć martwych osób, ciała unoszone jakby przez chmarę much.

Mówią – ja nigdy tego nie doświadczyłem – że jeśli znajdziesz się pod spodem, w punkcie, z którego wypływa cała siła, to jakbyś zobaczył tunel prowadzący do nieba i że w tym jednym momencie nie istnieje hałas, nie istnieje brutalność, istnieje tylko muzyka stworzona z unoszących się wokół przedmiotów, i wszystko zwalnia. Życie tych, którzy mają okazję to przeżyć, nie jest później takie samo – zapewnia im to lepsze traktowanie wśród sąsiadów. Chciałbym pewnego dnia sam to zobaczyć, usłyszeć pustkę i zrozumieć to spełnienie, o którym opowiadają. Może to, co słychać w środku, wcale nie jest ciszą, tylko szkłem rozbijającym się w ciemności i odgłosem siarczystego policzka. Na razie tego nie wiem. Może w przyszłym roku, kiedy powróci Amalia.

More by Katarzyna Górska

Notatki z życia Frances Donnell

Prolog W 1945 roku Frances Donnell – pisarka i uznana hodowczyni ptactwa – przyszła na świat w Stanach Zjednoczonych. W 1983 sfałszowała własną śmierć, udając, że umiera na toczeń – chorobę, z którą się borykała od młodości. Kilka miesięcy później okazało się, że to tylko plotka. Po pewnych kontrowersjach, do których jeszcze wrócimy, Frances na wiele dekad pozostała osobą anonimową. Już w wieku XXI, przygnieciona ciężarem choroby, która nie przestawała trawić jej ciała, przybyła do Hiszpanii. Zawsze powtarzała, że opuściła swój kraj, gdy zrobiła się za stara, żeby siadać do pisania. A przecie...
Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Adriana Murad Konings

Zmiana zdania

Maixa radzi, żebym wymawiała wyraźnie wszystkie sylaby, nie siliła się na londyński akcent, nie zatrzymywała się za długo przy części teoretycznej, sprawdziła przed rozpoczęciem obrony sprzęt komputerowy, była korna, zapisała sobie pytania i sugestie komisji i zaprosiła ich na obiad w restauracji z zamkniętym menu. June uważa, że pomysł z restauracją jest do bani i sugeruje catering na wydziale, cytat Webera, połówkę valium do śniadania i podwózkę do Gasteiz. Przystaję na bibliografię i transport. Ruszamy z Bilbao z moją mamą, kuzynką i chłopakiem, ściśnięci na tylnym siedzeniu, z migocącą la...
Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Aixa De la Cruz Regúlez

Zawsze mieszkałyśmy w tej wiosce

Zmieniłyśmy skórę. To właśnie mówię sobie przed lustrem z tafli wody oferowanym nam przez kamienny żłób. We wsi nie ma już krów, dlatego to karmidło jest nasze, jak niemal wszystko, co nas otacza. Nasze i nikogo więcej. Spuścizna tych, które bytują i się buntują. Moja córka, z resztkami błota i suchymi liśćmi we włosach, wczepia się w moje ciało jak zwierzątko. Wózka nie używamy już od dawna – na wyboistych drogach jest bezużyteczny – a moje mięśnie dostosowały się do niej, do jej wagi i kształtów, nabierając nowych form, atletycznych, niewyobrażalnych. Nie jestem już szczupłą kobietą. Jestem ...
Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Aixa De la Cruz Regúlez

Ptaki zwiastujące przyszłość

Wygląda na niemożliwe wręcz połączenie sowy, nietoperza, pingwina i szopa pracza; ma niebieską sierść, duże i czerwone oczy, żółty dziób, a zamiast rąk – dwa małe skrzydła ruszające się po uruchomieniu. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, mówi ona. Noa uważa zakup za trafiony, mimo że nieco przekroczył jej budżet. Potrzebowała dziesięciu kieszonkowych, żeby uzbierać pieniądze, ale teraz, widząc jego radość, cieszy się, że zrezygnowała z kina, wesołego miasteczka, a nawet piątkowych kręgli z przyjaciółkami. Daniel trzyma zabawkę, jakby była żywym stworzeniem, starając się wyczytać ...
Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Alejandro Morellón Mariano

Wszystkie zwierzęta polne

Tego ranka, jak zwykle, obudziła się głodna. Kwakanie kaczek przelatujących nad dachem odbiło się echem od ścian sypialni i dziewczynka uniosła się na łóżku. Ptaki przybyły do domu babci z daleka, może nawet z innego kontynentu, machając skrzydłami. Pewnego dnia po prostu przestała chodzić do szkoły i przywieziono ją tutaj, do babci, która mieszkała obok jeziora, kilka kilometrów od najbliższego miasteczka. Nikogo nie obchodziła. Jej rodzice pragnęli prywatności, albo pracowali, tam w mieście, nie wiadomo dokładnie. Nie miała za to wątpliwości co do burczenia w żołądku każdego ranka, ale równi...
Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Adriana Murad Konings
More in PL

Jerycho

[…] I […] Folwark, bo tak go nazywali, stał się na szczycie niskiego wzniesienia, górował samotnie nad wyżyną. Był to dwupiętrowy, drewniany budynek gospodarczy zbudowany na planie wydłużonego, wąskiego prostokąta. Jens siedział w korytarzu na piętrze, w bujanym fotelu, i przez wielkie okno obserwował ciągnące się za rzeką pola. Jego małe, czarne oczy poruszały się bezustannie, taksowały spowity ciemnością horyzont, wyczulone na wszelki podejrzany ruch. Eliasz i Natan siedzieli na podłodze przy jego nogach, bawili się pordzewiałymi samochodzikami. Dało się słyszeć tylko odgłosy nocy – ow...
Translated from IT to PL by Mateusz Kłodecki
Written in IT by Fabrizio Allione

Uma bomba a iluminar a noite do Marão

Zgrubiałe od pracy palce kaleczą mi policzki, kiedy wycieram łzy, które nie przestają płynąć. Jestem przekonana, że morze nie ma granic, i nie wiem, dlaczego wciąż się boję, że w środku jestem już martwa. Czy nie zaznam spokoju nawet wtedy, gdy już wszystko się skończy? Nigdy nie widziałam morza, ale umiem wyznaczać ścieżki. Wody nie da się owinąć wokół palca, płynie, dokąd zechce, jednak ja potrafię nadać jej bieg i wykorzystać jej upór, zanim znowu mi się wymknie, ruszy ku zakamarkom i wypełni ogrom mojej niewiedzy. Nie ogarnęłam jeszcze bezmiaru zdumienia, z jakim podziwia się oceany, nie ...
Translated from PT to PL by Gabriel Borowski
Written in PT by Daniela Costa

Zmiana

– Proszę jechać windą, ja pobiegnę schodami – woła młody lekarz i rzuca się w dół klatki schodowej, przeskakując po parę stopni na raz. Nie może nie zdążyć. Kilka tygodni wcześniej, jeszcze w połogu, matka zgłosiła się do pediatry: dziecko nieustannie płakało. Na pierwszej wizycie usłyszała: – Niech go pani raz a porządnie nakarmi, to się wreszcie uspokoi. W drugiej przychodni powiedziano jej: – To przecież kolka. Pani odstawi smażone potrawy. Mleko się pani poprawi, a dziecko przestanie tak wyć. W prywatnym gabinecie lekarz po prostu się roześmiał: – A co ma nie płakać? Przecież to now...
Written in PL by Joanna Gierak Onoszko

Na przekór wiośnie

W przytłaczającym świetle taniej jarzeniówki Marijana Grujić obmywa nogi z pyłu. Jest jeszcze bardzo młoda, wciąż biega, zamiast chodzić, brudzi buty w błocie, byle uniknąć asfaltu. Myśli o tym, że do wczoraj grała w gumę bez ani jednej skuchy, a dzisiaj pocałował ją chłopak, wepchnął jej w usta ciepły szorstki język.       – Życie się zmienia – tak mówi babcia – życie ciągle się zmienia, i to na gorsze.       „A jednak – myśli Marijana Grujić – język jej nowego chłopaka to dobra odmiana”. Bo nawet jeśli trzydzieści razy z rzędu przeskoczyłaby gumę bez skuchy, w końcu i tak zaczęłoby brakować ...
Translated from SR to PL by Aleksandra Wojtaszek
Written in SR by Ana Marija Grbic

Kilka miesięcy później

12 sierpnia „Mohammad, bądź przy telefonie za pół godziny. Myślę, że go znalazłem!” Podnoszę się z łóżka, cały roztrzęsiony ubieram się jak najszybciej i wychodzę z hostelu. Szybko. Jakby miało znaczenie, że dotrę do domu pięć minut wcześniej lub później. Prawie zbiegam po zboczu w dół portu, gdzieś pomiędzy żydowską dzielnicą Hardara Carmel a niegdyś palestyńską Wadi Salib. Wciąż jednak słyszę piłę, tnącą najprawdopodobniej żelazo, oraz odgłosy kur i kogutów. Niezwykłe. Zapach wsi w środku miasta, które chce wymazać historię i być nowoczesne. Jakbym cofnął się do 1948 roku, kiedy z tego wzg...
Translated from SL to PL by Joanna Borowy
Written in SL by Andraž Rožman

Błądząca płeć. Trylogia

Przed bramą ciotki Nicolety zebrało się sporo ludzi, żeby towarzyszyć wujkowi Titiemu w jego ostatniej drodze. Temu samemu wujkowi Titiemu, który wprawdzie lubił zajrzeć do kieliszka, ale poza tym był człowiekiem uczciwym i wesołym. Wielkie nieszczęście spadło na jego żonę, a przecież byli jeszcze młodzi, niezbadane są wyroki boskie, przecież tak o niego dbała, dzień w dzień przykładała mu na czoło zimne kompresy, chodziła z nim po lekarzach, o proszę, nawet teraz widać, jak wspaniale się z nim obchodzi, wystarczy spojrzeć na trumnę z pięknego drewna, dam głowę, że to jawor, i kazała kobietom ...
Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Cristina Vremes